Co na Ciebie czeka w malowniczej Indonezji?
Category : Mój blog , Wspomnienia z wypraw
Indonezja jest krajem różnokolorowym, malowniczym i bardzo biednym. Bali, jedna z jej wysp, jest centrum turystycznym Indonezji i jako takie przyciąga nie tylko turystów. Przyjeżdżają tam ludzie z Jawy, Sulawesi i wielu innych wysp w poszukiwaniu pracy. To warunkuje dość mocno podejście do turystów na Bali. Wycisnąć każdego $ jak sok z młodej cytrynki, po czym zjeść lub sprzedać to, co zostanie po… Jasne, że nie każdy Indonezyjczk jest taki. To są super ludzie, ale zdarzają się mało fajne sytuacje na ulicy.
Jak popatrzysz na mapę, Bali wydaje się malusieńką wyspą i faktycznie jej powierzchnia nie jest duża, ale za to mieści tyle przeróżnych smaków, że wystarczy na miesiące zwiedzania.
Tak, bardzo przyjemnie jest patrzeć na morze pływając w basenie pod gołym niebem 🙂
Uluwatu. Piękne kawałek Bali! Tylko ja dotarłam tam za późno… Dotarłam tam już po tym, jak stałam się rozpieszczonym dzieckiem Australijskiego wybrzeża o wspaniałych plażach potężnego Pacyfiku. I co się stało? Opuściłam Uluwatu dochodząc do wniosku, że na plażę za daleko (było bezpośrednie zejście z hotelu na plażę, ale po schodach) i, że ja – bywalec zapierających w piersiach dech plaż Pacyfiku, chcę mieć plażę pod samym nosem (rozpuszczona ja! 😉 ).
Po uluwatu było Sanur z cudownym wręcz lokalnym jedzeniem i gąszczem małych poplątanych i jakże uroczych uliczek i świetnym zakwaterowaniem . Gdzieś pomiędzy było też Ubud, które, mimo, że miało w sobie coś pięknego i w sumie warte było zobaczenia, najbardziej zapisało się w mojej pamięci jako mieszanka przeróżnego rodzaju hałasu każdego dnia. Ruch uliczny gęsty i ciężki i setki innych turystów kłębiące się na nie aż takiej wielkiej centralnie położonej przestrzeni miasteczka.To samo Ubud, które miało być tak piękne, urocze, spokojne, niemal magiczne…
Żadne z tych trzech miejsc nie było dla mnie. Wreszcie, zmęczona sprawdzaniem balijskich miejsc poleconych przez znajomych podróżników pojechałam zupełnie gdzie indziej i wreszcie był zachwyt. Zachwyt nazywa się Tulamben.
Małe Tulamben, a jakie wielkie! Po jednej stronie drogi otwarta woda Morza Balijskiego, po drugiej ogromny wulkan – przepiękna i majestatyczna święta góra Agung.
Mt Agung. Widok z basenu w hotelu 🙂
Mimo, że Tulambem rozciąga się wzdłuż drogi, jest tam spokojnie. Znalazłam ciszę, której tak mi brakowało przez całą tułaczkę w indonezyjskim zgiełku.
W Tulamben są rzeczy, które marzę mieć wokól zawsze. Otwarta, czysta woda, w której mogę pływać i nurkować i duże góry. A już najlepiej, jak mogę popatrzeć na wielkie wulkany zanurzając się o wschodzie słońca w ciepłym morzu! Dzięki Tulamben!
I te nurkowania w Tulamben! To był pełen odjazd! Wszystkie z brzegu, miejsca nurkowe łatwo dostępne i jakie cudne! Widzieliśmy tyle gatunków clown fish (moje ulubione, mogłabym wpatrywać się w anemony godzinami czekając na ich kolorywych mieszkańców), że mało brakowało i już chciałam tam zamieszkać 🙂
Są też 2 wraki (dostępne z brzegu) – Liberty w Tulamben, nad którym można również snorklować i drugi w Kubu. Ten w Kubu jest stosunkowo nowy i zatopinony specjalnie. Liberty w samym Tulamben leży już na dnie na tyle długo, że porósł fantastycznie i życie morskie kwitnie na nim pełną parą! Łatwo można zrobić 3 nurkowania dziennie, w tym jedno o wschodzie słońca, a ostatnie o zachodzie – już nocne. Jest też sporo innych nurkowisk do wyboru, woda cieplutka, a przejrzystość doskonała. Nie mogę doczekać się, żeby tam wrócić!!